#37 Śniadanko i słoneczniki

Swój dzień zacząłem dość wcześnie od biegania w przepięknej okolicy domu taty Trishy.


Następnie wybraliśmy się wspólnie do kościoła. Bardzo fajny zwyczaj w tamtejszej parafii - podczas czytań i kazania, katechetka zabiera dzieci na specjalne zajęcia dla nich. Po Mszy pojechaliśmy do restauracji, która w każdą niedzielę serwuje brunch (śniadanio-lunch). Są tam wyłożone przeróżne rzeczy, można jeść wszystko dowoli i zajadać się amerykańskimi smakołykami. 



Jadąc już do domu, pojechaliśmy na święto Słoneczników. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że słoneczniki będą takie śliczne, że będzie ich naprawdę mnóstwo itd. No niestety tak nie było - znaczy było ładnie, ale na pewno cały urok odbierał im potworny skwar, który dziś panował na dworze. Porobiliśmy parę zdjęć, Trisha zakupiła trochę słoneczników i wyruszyliśmy do domu.



Po powrocie, wypakowaliśmy trucka (naprawdę był pełny, głównie przez zakupy Trishy), a następnie zaliczyliśmy długo wyczekiwaną kąpiel w basenie. Wieczór spędziliśmy na grach karcianych - kolejnych dwóch gier się nauczyłem.  

Komentarze