Nie aż tak wcześnie jak wczoraj, ale dzień dla mnie zaczął się dość wcześnie. O 7:00 rano wstałem i poszedłem sobie do fitness roomu. Przez ponad godzinę spalałem wszystkie ostatnie słodycze (a raczej pewnie tylko ostatnie ciastko).
Śniadanko zapowiadało się dość zdrowo, ale potem zobaczyłem, że można zrobić sobie gofry, więc chyba całe bieganie poszło na marne. Na śniadaniu siedziałem ponad 1,5 godziny, ponieważ przerabiałem sobie zdjęcia z wczoraj.
Następnie spakowaliśmy się i wyruszyliśmy na kolejny mecz Elliota. Byliśmy trochę za wcześnie, więc integrowaliśmy się z drużyną i ich rodzinami. Było potwornie gorąco i jedynym przyjemnym miejscem był cień. Podczas meczu znów robiłem zdjęcia i znów niestety nasza drużyna przegrała - to był ich ostatni mecz.
Po meczu pojechaliśmy na lunch - przepyszne Mac'n Cheese, czyli po prostu makaron z serem.
Na chwilę wstąpiliśmy do hotelu, zabraliśmy Christinę oraz jej mamę i pojechaliśmy do wielkiego centrum rozrywki. Trisha kupiła nam karty magnetyczne i mogliśmy szaleć - było tam mnóstwo automatów z grami, niektóre ciekawe, inne mniej. Najbardziej zainteresowało mnie coś, czego nigdy nie widziałem - cymbergaj na 4 osoby.
Następnie pojechaliśmy do innego miejsca na kręgle. Wielka kręgielnia (ma aż 38 torów). Graliśmy sobie w czwórkę, chyba z 4 gry, jedliśmy pizzę - było super. To był też pierwszy raz, kiedy się pokłóciliśmy z Elliotem, bo toczyliśmy walkę o sposób liczenia punktów w kręglach.
Następnie przeszliśmy do stolików, graliśmy sobie w karty, w dużą wersję Jengi - bawiliśmy się w sumie aż do 23. Z powrotem do hotelu prowadziłem ja, więc też mieliśmy niezły ubaw.
Dzień męczący, ale miałem dużo atrakcji. Mam nadzieję, że w końcu jutro uda mi się zobaczyć centrum Minneapolis, bo jutro już niestety wracamy do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz