#21 Mecz i wielkie centrum handlowe

Oj, ten dzień zaczął się bardzo wcześnie. O 5:30 wstawaliśmy i szliśmy na śniadanie. Darmowe, hotelowe, klasyczny szwedzki bufet.



Pojechaliśmy do Blaine, gdzie mieści się wielki kompleks sportowy - posiada on 60 boisk do piłki nożnej. Rozgrywany jest tam w ten weekend USA Cup - turniej piłkarski, w którym bierze udział ponad 1000 zespołów. Wstawaliśmy tak wcześnie, bo Elliot już o 7:50 miał swój mecz. Podczas meczu zająłem się tym, co lubię, czyli fotkami - ich efekty znajdziecie niedługo na facebookowej stronce. Niestety drużyna przegrała. Po pierwszym meczu poszliśmy wraz z Cristiną (dziewczyną Elliota) po odbiór ich worków Adidasa (były dla każdego uczestnika), ale na szczęście Cristina nie chciała i oddała mi swój. Poszliśmy także na małą przekąskę - przepyszne kulki serowe i corn dog (parówka usmażona w cieście kukurydzianym).



Następnie udaliśmy się na boisko, by oczekiwać na drugi mecz. W czasie niego też robiłem zdjęcia. Tym razem nie było tak źle, bo tylko remis.



Wróciliśmy się do hotelu, żeby Elliot się ogarnął i wyruszyliśmy w podróż do Mall of America. Jest to wielkie centrum handlowe (czwarte co do wielkości w USA), które posiada 4 kondygnacje i trudno znaleźć coś, czego tam nie ma.
Ja się nie mogłem odnaleźć, zupełnie nie wiedziałem, gdzie jestem. Na początku jednak poszliśmy do centrum rozrywki, które znajduje się w środku Mall of America. Mnóstwo atrakcji, mnóstwo ludzi i mnóstwo hałasu. Ale bardzo mi się spodobało. Trisha nas zostawiła i w czwórkę poszliśmy szaleć. Na początku przejechaliśmy dość szybką kolejką, potem wybraliśmy się na autodrom. Po małej przekąsce zdecydowaliśmy się z Elliotem na największą atrakcję tego parku - rollercoaster, który zjeżdżał pionowo w dół. Ja byłem na początku bardzo przestraszony, ale w końcu powiedziałem sobie, że żyje się tylko raz i poszliśmy. Okazało się, że było genialnie. Poniżej też zamieszczam filmik (to nie ja), ale chciałem żebyście wiedzieli, jak to wyglądało. Wybraliśmy się także na diabelski młyn z widokiem na całą strefę rozrywki, a także na takiego rollercoastera, co się nim rzeką płynie, a następnie zjeżdża z góry prosto do wody. Mieliśmy też okazję zagrać w minigolfa.







 

Na obiad poszliśmy do przepysznej burgerowni - klasyczny burger i smażone, małe ziemniaczki - pychotka. Następnie wybraliśmy się na zakupy, chodziliśmy po wieluuuu sklepach. (Nie)stety też się dałem manii zakupów i kupiłem sobie koszulę i szorty. Byłem też krok od kupienia butów, ale mój stan konta przywrócił mnie do rzeczywistości. 



Po drodze do hotelu wstąpiliśmy jeszcze na mały deser i zmęczeni padliśmy na swoje łóżka w pokojach, bez sił do robienia czegokolwiek. To był genialny dzień, ale męczący. No i niestety, z bólem serca muszę powiedzieć, że 3/7 mojego wyjazdu już za mną :(

Komentarze