Dzień zaczął się powolnie około godziny 10. Śniadanie, a w zasadzie już lunch zjedliśmy w pobliskiej restauracji - małe burgery z sałatą i pomidorem (prawie jak normalna kanapka).
Następnie wypożyczyliśmy rowery i wyruszyliśmy w trasę. Naszym celem było objechanie wyspy dookoła (tak jak wczoraj pisałem, jest to 13 km). Przepiękna trasa, jedna z najpiękniejszych tras rowerowych, jakie w życiu widziałem - każdy jej fragment jest tuż nad brzegiem przejrzystego jeziora Michigan. Parę razy zatrzymywaliśmy się na zdjęcia, a jeden raz postanowiliśmy się wykąpać w jeziorze. Woda była taka czysta, co prawda zimna, ale nam to nie przeszkadzało. Pryskaliśmy i wrzucaliśmy się do jeziora. To było super.
Kolejnym przystankiem na trasie był punkt widokowy. Weszliśmy tylko z Elliotem na górę, ale widok był niesamowity - wszędzie tylko jezioro, w oddali ledwo widoczny ląd i małe stateczki pływające po wodzie.
Gdy wróciliśmy do hotelu, zdecydowaliśmy z Elliotem, że robimy sobie "trening" i jedziemy to kółko jeszcze raz. Założyliśmy się, w ile przejedziemy tę trasę i pokonaliśmy te 13 km bez żadnego problemu.
Następnie usiedliśmy sobie wspólnie na naszym hotelowym balkonie i chyba przez 3 godziny graliśmy w karty - najpierw Uno, a później nauczyli mnie 3 nowych gier karcianych - to był wspaniały czas. Przy okazji poniżej załączam obiecane zdjęcia pokoju oraz widok z balkonu.
Na obiad poszliśmy do polecanej nam restauracji - zjadłem przepysznego pieczonego łososia. Następnie przeszliśmy się na taką małą plażę. Tam nagraliśmy z Elliotem filmik, który przedstawia, jak tańczymy naszą salezjańską piosenkę w salezjańskich bluzach.
Poszliśmy na mały shopping, a potem poszliśmy z Elliotem do jacuzzi na dole w hotelu. Jest ono na powietrzu, tuż obok jeziora, więc przy okazji zaliczyliśmy też kąpiel w lodowatej wodzie jeziora Michigan. Do jacuzzi zamówiliśmy sobie bezalkoholowe mojito i tak sobie siedzieliśmy grzejąc się.
Te wszystkie dni tutaj tak szybko mi zlatują, że kurcze, właśnie minęła już jedna trzecia mojego wyjazdu, to jest smutne, ale wrażeń naprawdę nie brakuje. Ameryka jest cudowna!
Następnie usiedliśmy sobie wspólnie na naszym hotelowym balkonie i chyba przez 3 godziny graliśmy w karty - najpierw Uno, a później nauczyli mnie 3 nowych gier karcianych - to był wspaniały czas. Przy okazji poniżej załączam obiecane zdjęcia pokoju oraz widok z balkonu.
Te wszystkie dni tutaj tak szybko mi zlatują, że kurcze, właśnie minęła już jedna trzecia mojego wyjazdu, to jest smutne, ale wrażeń naprawdę nie brakuje. Ameryka jest cudowna!
Komentarze
Prześlij komentarz