Ten dzień był tak fantastyczny.
Zaczął się standardowo. Dziś, z racji dnia wolnego, około południa pojechaliśmy nad rzekę do przyjaciela rodziny - Johna. Ma on domek (taki jakby stojący kamper) na kempingu, który znajduje się nad rzeką. Pierwszą atrakcją było to, że przejechaliśmy jego autem jakiś dystans w górę rzeki. Następnie wsiedliśmy na dmuchane materace i poddaliśmy się nurtowi rzeki. Płynęliśmy tak sobie przez jakąś godzinkę, aż nie dopłynęliśmy do domku Johna. Oni nazywają to floating. Bardzo relaksujące zajęcie.
Zaczął się standardowo. Dziś, z racji dnia wolnego, około południa pojechaliśmy nad rzekę do przyjaciela rodziny - Johna. Ma on domek (taki jakby stojący kamper) na kempingu, który znajduje się nad rzeką. Pierwszą atrakcją było to, że przejechaliśmy jego autem jakiś dystans w górę rzeki. Następnie wsiedliśmy na dmuchane materace i poddaliśmy się nurtowi rzeki. Płynęliśmy tak sobie przez jakąś godzinkę, aż nie dopłynęliśmy do domku Johna. Oni nazywają to floating. Bardzo relaksujące zajęcie.
Następnie zjedliśmy amerykański obiad - robione na grillu cheeseburgery, ale na szczęście załapała się też sałata.
Później skorzystaliśmy z drugiej atrakcji Johna. Posiada on dość dobrą motorówkę. Wypłynęliśmy na środek rzeki i zaczęliśmy od tubbingu. Polega to na tym, że osoba wsiada na ponton przyczepiony do motorówki i musi się jak najdłużej utrzymać. Bardzo dobra zabawa. Miałem okazję spróbować dwa razy. Następnie urządziliśmy konkurs skoków do wody z motorówki. Było to bardzo dobre rozwiązanie na ten upał jaki mieliśmy.
Po powrocie do domu wskoczyłem sobie jeszcze do naszego basenu, po czym zaczęliśmy szykować się na piknik (dzień drugi). Spotkałem tam Olę - także koleżankę z mojej klasy, która jest tu na wakacje. Ola mieszka 20 minut ode mnie wraz z Avą (ją też poznałem). Popołudnie i wieczór spędziłem z nimi oraz z Elliotem i jego przyjaciółmi. Kupiłem sobie kubek (który mieli tam prawie wszyscy), zjadłem kukurydzę i ponowie serowe kulki.
Około 21:30 miał miejsce coroczny pokaz fajerwerków. To jest coś, na co oni czekają cały rok. W tym roku wydali na nie około 10 tysięcy dolarów. Cały pokaz trwał chyba z 15 minut. Fajerwerki - mniejsze lub większe - ciągle ozdabiały niebo nad Niagarą. Naprawdę coś niesamowitego. Może to nie aż tak dobre jak sylwester w Poznaniu, ale jednak robiło wrażenie.
Bardzo dobrze przeżyłem dzisiejszy dzień - wiele aktywności, wodno-lądowych. Aż chce mi się powiedzieć - that was so cool. Na szczęście, moja rodzina to katolicy, dlatego jutro wybieramy się do kościoła oraz zamierzam iść z Elliotem na jego trening piłki nożnej.
Komentarze
Prześlij komentarz